Witajcie ;-)
Jako nowy użytkownik tego forum chcę podzielić się z Wami moją historią z ŁZS.
Przede wszystkim choroba ta pojawiła się na mojej skórze głowy około 2 lata temu. Na początku tylko na czubku głowy, później również na bokach i z tyłu. W innych miejscach mojego ciała bądź twarzy brak objawów.
Pierwszy raz kiedy trafiłam do dermatologa Pani stwierdziła u mnie zwykły łupież na co przepisała szampon przeciwłupieżowy - niestety nie pamiętam nazwy tego szamponu. Kiedy szampon nie działał, zaczynałam wątpić w możliwość wyleczenia tego "łupieżu" i krótko mówiąc zaniedbałam całą tą sytuację. Niestety "łupież" był coraz silniejszy i zaczęło mi to bardzo przeszkadzać w życiu.
Około 3 miesiące temu postanowiłam zabrać się za siebie i umówiłam się do innej doktor dermatolog. Doktor ta od razu stwierdziła u mnie ŁZS. Wytłumaczyła mi na czym polega ta choroba i że prawdopodobnie wzięła się ze stresów. Dodam, że około 6 lat temu miałam łysienie plackowate spowodowane stresem lub okresem dojrzewania. Łysienie zostało wyleczone właśnie przez tą Panią dermatolog i ani śladu po chorobie.
Doktor przepisała mi na ŁZS codzienne wcieranie na całą noc w skórę głowy emulsji SQUAMAX oraz w kolejny dzień płynu ALPICORT - również na całą noc. Następnie rano muszę umyć głowę szamponem La Roche Kerium DS, pozostawić pianę na 5min. Dodatkowo tabletki Zincuprin 2x1 tab. I tak aż do wyleczenia.
Niestety po codziennych rytuałach z pomocą mamy, która wcierała mi te wszystkie specyfiki w głowę muszę stwierdzić, że objawy zmniejszyły się, aczkolwiek nadal pozostał "łupież". Swędzenie głowy zmniejszyło się. Bywają dni że "łupieżu" jest mało, ale również takie kiedy podwójnie dużo mam tego świństwa na głowie.
Stwierdzam, że choroba ta jest przekleństwem...