Witajcie, jestem nowa na forum
Zdecydowałam się w przypływie impulsu zarajestrować i założyć wątek, bowiem przezyw.am udrękę i bardzo prosze, by, o ile to możliwe, ktokolwiek, kto to tylko czyta, poswiecil swoją chwilke w miare możności i wiedzy (mozemy snuć nawet spekulacje, byleby ktoś zareagował).
W dzieciństwie odbyłam wiele kuracji antybiotykowych, co spowodowało, że łupiez na stałe zagościł na mojej głowie. Diagnozowano wobec zgłaszanych przeze mnie dolegliwości wielokrotnie ŁZS, stosowałam szampony, których nazw nie potrafie sobie przypomnieć. Prócz tego, zapisywano mi środki ze sterydami oraz antybiotyki. W wyniku rozlanych ognisk zapalnych, dochodziło do przerzedzania włosów, na szczęście ze dwa lata temu zaobserwowałam związek pomiędzy spożywaniem produktów pszennych oraz cukru (także słodkości) z nasileniem symptomów. Prawdopodobnie to nigdy nie było lub nie było czyste, samodzielne łojotokowe zapalenie skóry, a tzw. kandydoza. Niestety, objawy jedynie troszkę ustąpiły, ale włosy odzyły. Czy odrosły - nie mam zielonego pojęcia.
Jak to zwykle bywa przy chorobach skóry, od wielu lat cier.pię na zaburzenia emocjonalne, leczylam depresję i nasilone zaburzenia lekowe (tzw. nerwicę lękową i nerwicę natręctw), jednak są to tylko problemy współistniejące przy zaburzeniach osobowości..
Niestety, od stycznia spotkalo mnie na raz , miesiąc za miesiącem osiem nieszczesc. Nie jestem w stanie ich nawet nazwac. Po kazdym zalamywalam się na jakis czas, ale staralam podnosic. Było to o tyle trudne, ze od dwoch lat walcze o zycie, odkad okazalo sie, ze j.estem ciezko chora.. Po ostatniej, osmej nowinie upadlam, zostalam zlamana, przez cztery tygodnie nie mylam sie, nie przebieralam, nie wychodzilam z pokoju, plakalam, dostawalam szalu z bezsilnego bolu i zlosci, ze to mnie spotkalo. Nie czesalam się. Nie bylam w stanie. Ataki paniki byly tak silne, ze skulona siedzialam z kolanami pod broda, a w nocy padalam z przemeczenia.
Kiedy sie podnioslam, musialam przez szesc dni czesac wlosy, bowiem koltuny byly tak wielkie i zapetlone, ze wyciagałam dosłownie włosek po włosku. Napewno domyslacie się, co dzialo sie ze skorą głowy pod pancerzykiem termoizolacyjnym ze sfilcowanego włosia. Myslalam, ze dostane szalu od swedzenia - zmoczenie tego jednak oznaczaloby jedno - ogolic. Więc czesalam. Wypadla mi z powodu stanow zapalnych 1/3 (doslownie, mam te kłeby na podłodze i boje się ich ruszyc - 5 garści włosów lito skręconych w kołtuny) ich objetości. To, co czuje do siebie to złośc i wstręt.
Zaczytywałam się dzisiaj we wcierkach do włosów.
Moje pytanie dla tych, którzy dobrneli do końca i znajduja odrobinę litości dla mnie (a naprawde juz nie przypominam czlowieka, godnosc zostawilam daleko w miesiacach zorientowanych na walke o zycie, acha, bylabym zapomniala - nie przyjmowalam chemii),
Czy istnieje realna szansa, że te włosy po takiej jednorazowej, ale czterotygodniowej traumie zapalenia odrosną?Żaluje, ze nie bylam w stanie sie podniesc.
Prosze o pomoc..