remi napisał(a):
Witam wszystkich. Mam obecnie 22 lata i od 6 lat walczę z łojotokowym zapaleniem skóry. Pierwsze miesiące walki z tą chorobą raczej nie były zbyt udane z uwagi na źle stawiane diagnozy przez dermatologów(uważali że jest to trądzik różowaty) oraz mojej późnej niechęci wobec chodzenia do nich. Stosowałem jakieś leki które tylko zaogniały miejsca zmienione chorobowo. No i tak minęły z 2 lata i jakoś powoli przyzwyczajałem się, choć nadal wierzyłem, że w końcu to przejdzie z wiekiem. I tak pewnego dnia poszedłem do alergologa do szpitala(ogólnie leczyłem się prywatnie bo pieniądze raczej nie były problemem, tak więc możecie sobie wyobrazić jak podchodziłem do tego wydarzenia). Ogólnie pójście do alergologa miało mi pomóc w wewnętrznym pokonaniu choroby, gdyż jak wspomniałem wcześniej wizyty u dermatologa nic nie dały. Szpitalu jak w szpitalu otacza nas w 95% grupa starszych osób także szczerze no nie czułem się zbytnio komfortowo. Po odczekaniu wszedłem do pokoju z pielęgniarkami. Typowo zostałem zażyletkowany no i na końcu od jednej z pielęgniarek usłyszałem pytanie. O to jak walczę z tym co mam na buzi. No ja mówię, że zbytnio to nie walczę i właśnie te testy alergologiczne mam nadzieję pozwolą mi podjąć tą walkę. No to ona mówi, że zna z doświadczenia pewien bardzo dobry, ale drogi preparat o nazwie ******. Ja trochę zmieszany bo jak to pielęgniarka może postawić diagnozę choć wielu dermatologów nie umiało, a na dodatek przepisać skuteczny lek. Także podszedłem do tego ze sceptycyzmem, ale podziękowałem jej nic nie mówią o moich wahaniach. Nazajutrz pojechałem do apteki i kupiłem ****** tą największą co kosztowało mnie ponad sto złotych jak dobrze pamiętam. Zastosowałem krem na noc i rano nie mogłem uwierzyć ale ze stanu tragicznego przeszło w stan podrażniony a do końca dnia znikło całkowicie. Także uradowany tym, że mam w końcu jakiś lek stosowałem go z zaleceniami pielęgniarki. Minęło z kilka tygodni i skończyłem kuracje ****** według zaleceń. Niestety po około tygodniu nie stosowania ****** zmiany chorobowe powróciły i stało się jasne, że przyczyna łojotokowego zapalenia skóry leży we wnętrzu każdego z nas. ****** stosowałem około 3 lata nakładając go tylko wtedy kiedy czułem, że znowu nastąpi nawrót. Swędzenie, pieczenie, małe plamki już zaczerwienione. Miejsce występowania: kąciki ust, podbródek, okolice nosa(nasada nosa oraz okolice wokół skrzydełek nosa oraz nawet wierzchołek nosa), za uszami. Niestety gdzieś wyczytałem, że ****** może powodować raka. Tak więc postanowiłem udać się do dermatologa, gdyż wierzyłem, że po 4 latach od ostatniej wizyty przynajmniej doedukują się i postawią dobra diagnozę. Jakie moje zdziwienie było gdy dermatolog powiedział, że to ŁZS. No to po tym teście przeprowadzonym przeze mnie mówię, mówię mu że stosuję na to ******* i chciałbym coś innego równie skutecznego. Przepisał mi ***** niestety dopiero w domu zobaczyłem, że jest to maść sterydowa. Jednak pomimo tego stosowałem ją przez tydzień. Ogólnie samo przejście ze stanu poważnego na "wyleczony" trwało dłużej niż z ****** bo około 3 dni. Nie powiem, że nie był skuteczny bo był. Cel osiągnąłem ten sam co z ****** jednak po jednej stronie miałem maść która może powodować raka, a po drugiej maść sterydową gdzie stosowanie jej długoterminowo tak jak w przypadku ****** byłoby głupotą z mojej strony. Byłem nadal w kropce, więc pomyślałem, że zamiast prywatnie pójdę do dermatologa publicznego. W końcu do dzięki służbie publicznej po raz pierwszy dostałem szanse na zwalczenie tego. Jakie było moje rozczarowanie jak zobaczyłem, że więcej jest w kolejce przedstawicieli farmaceutycznych niż pacjentów. Nawet jeden po chamsku wepchnął się przede mnie no, ale nie miałem zbytniego poparcia wśród ludzi z uwagi na to, że byłem jedynym pacjentem. No, ale w końcu się dostałem i pani dermatolog znowu chciała mi przepisać maść sterydową(kilka dni studiowałem na temat tej choroby z polskich,amerykańskich, angielskich stron także byłem obcykany i pewnie z większą wiedzą niż wiekowa pani dermatolog) . Powiedziałem, że nie chcę ani ******, ani tej maści co mi zaproponowała. Także przepisała mi ****** i na koniec wyciągnęła z szafy różne próbki z żelami, tonikami. No to ja myślę:"Oho przedstawiciele handlowi jednak mają wpływ". Pytam się jej czy to co mi daje mam stosować na te zmiany. Ona mówi, że tak bez problemu. Niestety dla niej nie byłem niedzielnym pacjentem i wiedziałem, że te przeterminowane toniki i żele z parabenami co mi przepisuje bardziej mi zaszkodzą niż pomogą nawet jakbym je stosował na zdrową skórę. Najgorsze było to, że mnie okłamała przez co nie kupiłem ******* pomimo tego, że są podzielone opinie na temat jego skuteczności w internecie. Także pomyślałem koniec z przekupnymi dermatologami z kupionym dyplomem. Trzeba samemu się wziąć za alternatywne metody leczenia. Powiem tak z uwagi na to, że jeżeli chodzi o tę chorobę to nadal nie są znane przyczyny występowania jej także postanowiłem, że pomimo tego, że bardzo chciałbym, aby można tą chorobę było leczyć od wewnątrz postanowiłem się skupić na tym co wiadomo. Czyli likwidowaniu szczepów bakterii odpowiedzialnych za te wypryski na twarzy. Czyli chciałem znaleźć coś takiego podobnego do ****** tylko zdrowego dla nas gdzie można stosować to przez długie lata, aż będzie możliwa skuteczne wyleczenie tego w przyszłości. Po niedługim namyśle postanowiłem, że musi to być coś naturalnego. Nieskromnie mówiąc przebadałem wszystkie fora w internecie w językach które znam na temat tej choroby oraz historii ludzi opisujących walkę z nią. Zajęło mi to sporo czasu. Zastosowałem wiele naturalnych medykamentów nawet sprowadzanych z poza granicy. Niestety nie były zbytnio skuteczne. Aż do momentu kiedy zacząłem wypróbowywać nowy krem. Nazwa *****. Tak więc moja przygoda z tym kremem. Jak zawsze przed testem doprowadziłem swoją twarz do dość skrajnego przypadku co nie było dość trudne ponieważ po odłożeniu specyfików nawroty następowały po około tygodnia, a jeszcze jak dojedzie do tego opalanie się to były natychmiastowe. Po pierwszych 2 dniach od użycia przestało mnie piec, swędzić oraz zaczerwienienia jakby trochę wyblakły, ale nadal były to czerwone placki tylko, że choroba jakby się zatrzymała. Po 3-4 dniach zaczęła schodzić taka żółta maź z nosa co oznaczało, że coś się dzieje po to samo miałem po ***** i ******. Po 5-6 dniach powróciło do normalnego stanu. Stosuje teraz ten krem 2 razy dziennie, rano i wieczorem od 4 tygodni i jeszcze ani raz nie miałem nawrotu. Zrozumcie nie jestem, żadnym przedstawicielem farmaceutycznym(szczerze to ich nie cierpię), nie prowadzę żadnej strony z tym specyfikiem(dlatego nie podam żadnej tutaj) po prostu chcę dać nadzieję ludziom bo wiem przez co muszą przechodzić, a właśnie nadzieja na wyleczenie pozwala walczyć z tą chorobą. Wiem, że może ten krem na wszystkich nie działać. Jednak mam nadzieję, że osoby te dzięki mojej historii wyciągną wnioski, że najważniejsze to nie polegać tylko na dermatologach,a przed wszystkim na samym sobie i zainteresować się swoją chorobą i podchodzić do jej leczenia w stylu jak z tym preparatem się nie udało to trzeba spróbować czegoś innego i najważniejsze dać sobie szanse.