Cześć,
Wpadłem ostatnio na pewien trop i chciałem porównać moje wnioski z Waszymi. Zaznaczam, że mam ŁZS na skórze głowy, twarzy i klatce piersiowej od wielu lat, próbowałem sumiennie wielu, wielu metod, diet, itp. i nic nie przynosi realnej poprawy. Podobnego tematu tutaj nie znalazłem, a więc do rzeczy.
Spędziłem okres świąteczny (ok. 3 tygodnie) u mojego ojca i zauważyłem sporą poprawę stanu skóry i to POMIMO bardzo "świątecznej" diety bogatej we wszystko, czego powinno się unikać, mało ruchu, alkohol itp. Naprawdę grzeszyłem i sobie nie żałowałem, a tak dobrze ze skórą głowy dawno nie było. NIestety niedługo po powrocie do siebie (oraz zdrowych nawyków) problem powrócił.
Zdziwiło mnie to bardzo, a przypadkiem usłyszałem od ojca, że u niego woda jest bardzo miękka, gdzie na kilkuletnim czajniku nigdy nie czyszczonym nie było prawie żadnego osadu. Poszukałem w necie i znalazłem wiele tematów na temat wpływu twardej wody na skórę, a szczególnie na łupież i wypadanie włosów, co interesuje mnie szczególnie. Polecam poczytać samemu, nie będę się o tym rozpisywał, bo nie czuję się ekspertem.
Może to przypadek, ale tak się składa, że woda u mnie jest bardzo twarda. Ludzie raportują znaczną poprawę z włosami po zastosowaniu zmiękczacza wody i wydaje się, że ma to sens. Przed zakupem chcę to jednak zweryfikować doświadczalnie myjąc skórę głowy wodą demineralizowaną przez jakiś czas.
Ciekaw jestem co o tym myślicie, a może zechciałby ktoś, kto "próbował już wszystkiego" przyjrzeć się tematowi, sprawdzić twardość wody u siebie i podjąć się testu myjąc się wyłącznie miękką wodą? Chcę wyciągnąć z tego obiektywne wnioski i porównać swój przypadek z innymi, a jeśli komuś ta informacja się przyda i pomoże to bardzo będę się cieszył. Być może to jest klucz do tej zagadki, a pytam Was, bo może się np. okazać, że większość osób z ŁZS ma twardą wodę.
|