Witam.
Mam na imię Piotr. Mam 34 lata. Z tym dziadostwem zmagam się od jesień 2003 roku, a więc sporo lat już upłynęło od pierwszego ataku tej choroby. W sumie dopiero w zeszłym roku w październiku zdiagnozowano u mnie ŁZS. Po tym trafiłem pierwszy raz do szpitala w listopadzie. Diagnoza potwierdzona. Wcześniejsze lata leczony byłem u różnych "magików-lekarzy", a diagnozy były różne. Od trądziku różowatego po toczeń, a i nawet nużeńca. Skończyło się na ŁZS. Trochę późno jak na tyle lat leczenia. teraz niby wiem co mi jest, ale co z tego ? Leku widzę nie ma. Początek tej choroby wystąpił u mnie jak już pisałem w październiku 2003 roku. Wtedy to chodziłem do szkoły wieczorowej. Zaczęło się od motyla na twarzy. Początkowo się tym nie przejołem, ponieważ objawy potrafiły pojawiać się i ginąć całkowicie. Czasem też wystarczyło maznąć się Protopiciem np. na wieczór, a kiedy człowiek podchodził rano do lustra lub nawet obudzony w nocy i już nie było śladu. Kiedy w Polsce bywały jeszcze ciepłe lata to słońce pomagało najbardziej. Wtedy byłem kompletnie zdrowy. Jednak z biegiem lat bez diagnozy (nie wiedząć co w zasadzie leczę) i smarowaniem się masą sterydów typu: Protopic, Dermovate, Elidel, Lacticort i inne badziewia (bez znajomości skutków dziś bym tego nie ruszył) nawet jedyny ratunek jakim było słońce przestało pomagać. Podejrzewam jedno- sterydy zwiotczyły skórę od środka pozbawiając ją w ogóle kolagenu, melatoniny i innych składników. To zaskutkowało tym, iż twarz przestała zrowieć i w ogóle sie opalać tylko robić czerwona. "Super", ciało brązowe a twarz czerwona.... Pomijając już tą kolorystykę z każdym rokiem zaczęło być coraz gorzej.... W 2015 roku jesienią nastąpił przełom. Natrafiłem na lekarza, który przepisał mi AKNENORMIN, czyli izotretynoine. Pamiętam jak po dwóch tygodniach zmiany ustąpiły na 80 %. Ogólnie to zeszło na całej twarzy tylko lekki odcień pozostał. I tak żeby go zauważyć trzeba było się naprawdę przypatrzyć. Ale co tam. Tak mogłem żyć. Czułem się szczęśliwy mimo suchych ust, zmęczeni, braku libido i bóli głowy (których normalnie w życiu nie miewam). Szczęście trwało 2 miesiące, bo tyle brałem lek. Potem na wizyte nie pojechałem, a lekarz nie powiedział, że powinno się długo brać ten lek. Czas był idealny bo był to październik więc do lata mógłbym wybrać zalecaną dawkę skumulowaną. Tak się jednak nie stało i przerwałem leczenie nie myśląc, że po dwóch kolejnych tygodniach od odstawienia leku wszystko wróci do poprzedniego stanu. Potem już jakoś o ten lek nie zabiegałem, po lekarzach przestałem jeździć. Raz było gorzej raz lepiej. Jeszcze w między czasie kiedyś ten sam lekarz co przepisał lek IZO przepisał mi tym razem ENCORTON (nie wiedząc jednak co mi rzeczywiście jest). Ten lek też nawet zdawał się być skuteczny, ale ile można męczyć wątrobę ? Dlatego uznałem, że chyba nie ma sensu z tym walczyć. Myliłem się.... Gdzieś od wiosny 2017 roku wszystko zaczęło się jeszcze bardziej pogarszać jak nigdy przedtem. Motyl na twarzy był obecny na początku choroby, potem czasem przez lata poszło skronie. Jednak to co zaczęło się dziać od 2017 to już nie dramat lecz tragednia dla mojej osoby.... Plamska zaczęły wywalać na czole, na brodzie, na kościach żuchwy i pod brwiami oraz nad powiekami. Co najlepsze już nawet żaden steryd nie wygrywał z tym. Od czerwca zacząłem jeździć do lekarza z kliniki WAM'u. Już nie będę opisywał szczegółowo, ale nowy lekarz, a i tak ta sama procedura: śmieszne maści- zapakowane jak i te robione oraz leki przeciwgrzybiczne... Nic to nie dało. Namówiłem w końcu doktora na IZO. Zacząłem brać od 1 stycznia tego roku 10 mg CURACNE. Po miesiącu efektu.... 0 ! Drugie opakowanie zażądałem AKNENORMIN, bo kiedyś jak mi pomagało to właśnie ten lek brałem. Niby substancja czynna ta sama, ale składniki pomocnicze inne więc pomyślałem, że dlatego na mnie nie działa. No i dawka 20 mg prze kolejny miesiąc. Dopiero w połowie tego opakowania czyli gdzieś 15-ej tabletki coś zaczęło się zmieniać. Usta zaczęły pękać i robić się suche, plamy niknąć.... Mimo to czułem się super, nie jak w 2015 kiedy każdego dnia byłem ospały. Czułem, że to nie wróży dobrze. I miałem racje. Po około tygodniu zmierzania skóry w dobrym kierunku, z powrotem usta prawie normalne, a skóra .... A szkoda gadać. Niby niektórzy piszą, że czasem od leku wywala a potem będzie lepiej. Tylko czemu on nie działa na mnie jak pierwszym razem ? Jakby coś blokowało dostarczanie tego leku do organizmu, bo nawet wyniki krwi niespecjalnie zmieniły się. I wszystkie oczywiście w granicach normy. Mam na myśli cały lipidogram. Pobiorę jeszcze miesiąc i chyba skończę, bo to nie ma sensu. Nawet lekarka ostatnio na wizycie chciała mi lek odstawić, ale jeszcze miesiąć się przemęczę. I co wy na to ? Co dalej ? Maści, leki już wyczerpałem. I co lepsza, te co kiedyś pomagały to teraz nie pozwalają drgnąć skórze w normalnym kierunku.
Zacząłem dalej analizować inne rzeczy i coraz częściej przewija się temat diety. Ok. Pomyślałem spróbuje. Jednak z tego co czytam to wychodzi, że łojotokowiec powinien jeść.... Nic !!!! Wybaczcie, ale tak to wygląda jak się czyta rózne artykuły, bo w jedym piszą nie jedz tego i tego, człowiek się cieszy wiedząć co może mniej więcej jeść. Wchodzi się na inną strone i to co myślało się, że można zjeść też nie można. Więc krąg pokarmów się zawężą praktyznie do zera i już nawet nie wiem czy to wtedy jest weganizm czy jakiś zupełnie noy nurt ?!
Składając wszystko do kupy od miesiąca mój jadłospis wygląda tak następująco. Produkty, które wyrzuciłem z jadłospisu: - alkohol (choć ja w życiu piłem raptem piwko jedno i to co 3 miesiące) - kawa (też ją może kilka razy wypiłem w życiu) - słodycze - mięso z marketów - ser, produkty mleczne (twarogi, twarożki, maślanki, kefiry to odrzuciłem po tygodniu diety) - smażone i wędzone produkty - mąkę pszenną - pikantne przyprawy - sól i cukier - białe pieczywo - ziemniaki - olejów - oliwy ani oliwek
Żadnego smażenia ani wędzenia.
Produkty, które spożywam: - kasza - warzywa (również soki z nich) z wyłączeniem pomidorów - owoce z wyłączeniem avokado i ciemnego winogrona - z mięs to tylko tłuste ryby - pieczywo ciemne (bez mąki przennej) - paste jajeczną - masło z orzechów archaidowych niesolonych - czasem jajka (ale rzadko) - pestki dyni, słonecznik, migdały, orzechy archaidowe - wiórki kokosowe - ocet jabłkowy Do tego gotuję, pieczę albo duszę.
Dodatkowo witaminy: - Komplex B - witamina C (duże dawki) - czasem cynk i witamina D - zielona herbata - olej z wiesiołka i olej z ostropestu (na oczyszczenie organizmu) - Probiotyk 13 mln bakterii (po ostatnim posiłku)
Zastanawiam się czy nie dodać ciemnego ryżu i ciemnego makaronu dla urozmaicenia, wafli ryżowych i owsianki (bo naprawde nie ma co jeść).
Dodam, że plamsko "motyla" miałem też na klatce piersiowej i między łopatkami. To jakoś odpukać na razie odpuściło. Nie wiem czy od diety to czy od IZO. Jednak jeśli chodzi o twarz (bo to jest kluczowe) konkretnych zmian nie widzę. Może z 10 %, ale to tez może być dziełem przypadku. Tylko nie mówcie, że trzeba poczekać, bo gdyby coś się działo to już bym zauwazył rożnice diametralną.
Tak więc nie wiem co dalej. Kiedyś choroba atakowała cyklicznie i potrafiła odpuścić nawet w 60-70 %. Teraz strach wychodzić z domu.
PS. Jestem aktywny fizycznie. Kilka kilka godzin w tygodniu to sport. Siłownia, rower, bieganie, koszykówka....
Ostatnio edytowano N lut 25, 2018 22:15 przez Pompeczka, łącznie edytowano 3 razy
|