Witam wszystkich, Na forum natknęłam się już dość dawno temu, kiedy po wypocinach kolejnych dermatologów zaczęłam wątpić w ich wiedzę i kompetencje mogące pomóc mi z problemem ŁZS. Problem ze skórą głowy i cerą pamiętam od zawsze. Już w podstawówce rodzice wozili mnie po dermatologach, jednak w tamtych czasach kończyło się na maściach aptecznych lub innych śmierdzących i brudzących specyfikach. Sama zaczęłam się interesować problemem mojej skóry głowy kiedy z problemem nie dawały rady żadne leki (przynajmniej na stałe, wystarczył dzień odstawienia i wszystko wracało). Pierwszy dermatolog, do którego przyszłam już z czerwonymi łuszczącymi się plackami na skórze głowy, na linii z czołem - nie usłyszałam wtedy o ŁZS.
Moja pierwsza kuracja wyglądała następująco (wygląda na to, że chyba najłagodniejsza): Płyn - diprosalic Witaminy - falvit, calcium dobelisate, beta karoten z wit. E, kwas foliowy na receptę Tak długo jak brałam problem zaczął się rozwiązywać - tak mi się wydawało. Miałam wtedy może jakieś 15-16 lat. Przyznam, że po kilku miesiącach ciężko było już o systematyczność, smarowanie się rano i wieczorem (wstawałam o 5 i dojeżdżałam do szkoły), witaminy tak samo, a potem zaczęło mi być nie po drodze do lekarza po kolejne recepty. Przyznam, że stan mojej głowy się poprawiał, jednak chociażby dwudniowe "zapomnienie się" i problem zdawał się narastać.
Takie leczenie trwało jakieś 2-3 lata. Po czym nawarstwiły się u mnie inne problemy zdrowotne i ten jeden poszedł trochę w odstawkę. Kilka miesięcy, moja skóra głowy nie wyglądała za ciekawie, wtedy korzystałam z resztek płynu który mi został i witamin kiedy sobie o nich przypomniałam. Jako tako, dało się przeżyć. Kolejna wizyta u innego już dermatologa, który spojrzał tylko na mnie, nie zadając żadnych pytań oprócz tego czy miałam już jakieś rozpoznanie u innego lekarza, powiedział "stwierdzam ŁZS" i wyszłam z receptą na sporo różnych drogich leków i szamponów, czyli: - La Roche-Posay - Kerium DS przeciwłupieżowy - Clobex, szampon leczniczy (bodajże raz w tygodniu) - Piana do skóry głowy - CLARELUX 500 - Płyn do skóry ELOCOM - Maść Protopic 0,1 Rzeczywiście poprawa była widoczna, to chociaż marna pociecha po wizycie w aptece i ugiętych kolanach przez usłyszaną cenę wszystikch specyfików (nawet pani magister za ladą wydawała się mi współczuć), po tej wizycie chyba pierwszy raz zainteresowałam się tym, co lekarz tak naprawdę mi przepisał. Dawkowanie podał, żadnych szczegółów. Na początku jakoś nie przeraziły mnie sterydy którymi się oblewałam i smarowałam. Kolejna wizyta po kilku miesiącach lekarz tylko zapytał jakie leki mi się skończyły i dopisał kolejną receptę. Wykupiłam, ale stosowałam już rzadziej, przez pojawiającą się nieufność do ilości chemii jaką w siebie pakuję. Trzecia wizyta - ostatnia u tego lekarza. Zapytał jak się sprawy mają i poinformował, że jeśli już będę miała dość walki z tym moim ŁZS to mam przyjść i przepiszemy leki doustne. Od razu powiedziałam, że chcę no i przepisał. ITRAX. Brać przez 10 dni, a potem po miesiącu od odstawienia jedną czy dwie tabletki i tak przez kilka kolejnych miesięcy. Lek nie zadziałał nawet w najmniejszym stopniu. Nie zrobił absolutnie nic.
To był moment w którym postanowiłam, że póki co koniec z lekarzami, spróbuję sama znalezc sposób na moją chorą skórę głowy i obecnie również kilka placków na czole które udaje mi się zakryć grzywką oraz łuszczące się brwi.
Na pierwszy rzut szukałam szamponu - trafiło na Pharmaceris H-Purin, jak szampon, nie widziałam jakiejś znaczącej poprawy. Zaczęłam zastanawiać się także nad moim stylem życia, zauważyłam (W KOŃCU - nie wiem jak mogło mi to zająć tyle lat), że po spożyciu alkoholu na następny dzień mimo już np. złuszczonej skóry pojawia się wręcz skorupa! Tak więc z alkoholem od tamtej pory staram się nie kolegować za często, ale studia - wiadomo. Nie tyle, że ciężko odmówić ale zwyczajnie sprawia to przyjemność, oderwanie się od problemów raz na dwa tygodnie. Kolejnym szamponowym podejściem było spróbowanie szamponów dla dzieci. I szczerze mówiąc na dzień dzisiejszy - bo ten Pharmaceris to jakieś 3-4 lata temu się zdarzyło. Są to jedyne szampony ktore nie podrażniają mojej skóry głowy. Po każdym jednym, ziołowym, przeciwłupieżowym, zwykłym drogeryjnym 0% parabenów itp, moja skóra głowy jest tak wysuszona, ze czasem aż wstyd wyjść z domu, dosłownie na całej szerokości jest biało-łuszcząca się - nie licząc ognisk ŁZS. Dopiero rok temu zaczęłam interesować się tematem już na poważnie. Czytałam i czytałam, najpierw o lekach które brałam przez te wszystkie ostatnie lata, naczytałam się o sterydach i stwierdziłam, że cieżko będzie mi teraz zaufać jakiemukolwiek lekarzowi. Trafiłam na ZOXIDERM, zaintrygowało mnie przede wszystkim, że jest konkretnie polecany na ŁZS. Po przeczytaniu wszystkich ulotek leków które przyjmowałam, zdecydowanie WSZYSTKIE są stosowane przy leczeniu łuszczycy. No i zaczęłam, rzeczywiście po kilku już użyciach zaczęłam zauważać ogromną poprawę. Zaczerwienienia zbladły, łuska jakby przestawała istnieć. Jednak wypadł mi wyjazd wakacyjny, potem jeszcze jeden i odstawiłam go na jakieś dwa miesiące, poza tym słońce jakoś tak wpływalo na mój stan, że wydawało mi się, że jest lepiej. Jakoś pod koniec roku byłam zmuszona poszukać dermatologa we Wrocławiu ze względu na inny problem skórny. Oczywiście podczas wizyty opowiedziałam o swoim ŁZS również, a pani doktor zapytała czy używałam szamponu zdrój. Powiedzialam, że nie, więc poleciła mi go sprawdzić. I wydawała się być zainteresowaną historią z zoxidermem, pytała czy mi pomógł i w jaki sposób go stosowałam. Szampon - zdecydowanie bez rewelacji, nie stosowałam już wtedy zoxidermu, więc wystarczył wieczór przy piwku i na następny dzień masakra na głowie. Poszłam właśnie z taką kondycją znowu do pani doktor, która rozłozyła ręce i powiedziała mimo dobrych chęci, że jeśli mam tak zaostrzony stan, to ona może przepisać jedynie kolejny steryd. No i dostałam IVOXEL emulsję. Dwa opakowania. Sprawdziłam najpierw cenę, wykupiłam jedno z nadzieją, że pomoże na tyle, że wrócę i po drugą buteleczkę. Zużyłam może pół jednej buteleczki. Żadnej zauważalnej poprawy - takiej którą już doświadczyłam i mogłabym powiedzieć, że pomogło chociaż na kilka dni. Niestety nie. Od tamtej pory, czyli jakoś od miesiąca wertuję internet, blogi, fora, artykuły naukowe i wszystko co tylko związane z ŁZS. Skórę głowy mam tak wrażliwą, że już kompletnie nie mam pomysłu co z tym począć. Chciałabym odstawić wszystkie leki, stosować zoxiderm 2 razy w tygodniu a resztą zająć się w sposób racjonalny. Od kilku dni czytam dużo na temat ziołolecznictwa, ale jest tego taki ogrom, że szukam pomocy też tutaj. Skutkiem drążenia internetu póki co jest zamówienie szamponu pirolam, ze składnikiem aktywnym który jest mocno polecany w leczeniu ŁZS. Czy jest wśród Was ktoś, kto mógłby służyć dobrą radą w samodzielnym radzeniu sobie z tym paskudnym problemem? Szukam jak najmniej inwazyjnych sposobów, łagodnych i dlatego chciałabym zacząć może od ziół, może od czegoś innego delikatnego co według Was sprawdzi się równie dobrze. PROSZĘ O POMOC! Pozdrawiam, Mikołajowa
|